sobota, 4 października 2008

Wywiad z: Bill

Przystojny to on nie był, o nie. Wyglądał jak kolejny maniak ostrej muzyki i ostrej jazdy z Detroit z wygoloną głową i irokezem, który wyglądał, jakby mu kto szczotkę do głowy przykleił. Długi płaszcz pozostawał rozpięty ukazując światu wymiętą koszulę i, pasującą do tej obdartej kombinacji, jak kwiatki do Molocha, kamizelkę we wcale dobrym stanie.

Wyglądał jak pajac, ale jednak było w nim coś takiego, co sprawiało, że człowiek miał ochotę z nim pogadać. Nie, to wcale nie był inteligentny błysk w oku, takich to się raczej omija. On był po prostu...no kurwa, najzwyczajniej w świecie miły, niezły przypał, nie?


Bill Jestem. Bill Rachunek. Co, skąd mi się ten Rachunek wziął? No... pracowałem kiedyś w takiej knajpie, wiesz, zupełnie wypaśna, nawet z gościami, co noszą w te i we wte talerze i rachunki dają. No fajnie było, tyle że raz się trafił taki palant, co rozwalił się na miejscu, gdzie zwykle siadali ci z najbardziej wypasionymi brykami, co jeżdżą tak...a co ja tam będę mówił. Po prostu gość zachowywał się tak, że nóż się sam w kieszeni otwierał. Klął, pluł na podłogę, a ja z rana z miotłą latałem. Ale przegiął, gdy zaczął dobierać do panienki na cholernym stole. Wziąłem mu strzeliłem w łeb, bo przecież kobiety, to należy szanować, nie?

Wyleciałem stamtąd równie szybko jak kula z kwiatka, no ale trudno jakoś sobie radzę, chociaż mamuśka to mi łeb chciała urwać.


Ale przypał. Nie dość, że mówi trochę dziwnie, nie klnie, to jeszcze kobiet broni, jakby same nie mogły. Rączek im nie urwało, no nie? A pod koniec to już mnie normalnie w ziemię wbił. Kto inny miałby aż tak nasrane we łbie, żeby broń „kwiatkiem” nazywać? Chociaż i trochę racji z tym chwastem miał, jego gnacik ma wyrysowanie nie co innego, jak pierdolonego kwiatka właśnie. Cud, że nie różowego.

No ale co robić nie mam, a tak to przynajmniej jest do kogo gębę otworzyć.


Rodzina? No... mamuśka i ojciec to jeszcze sprzed całej tej rozwałki są. Ojciec se łazi po Stanach wte i we wte i wraca od czasu do czasu z plecakiem pełnym gambli. Pewnie nie dlatego, że jest pełen poświęcenia dla rodziny, tylko dlatego, że mamuśki nie chce widzieć częściej niż raz na rok, czy dwa. A i moje siostry też się we znaki potrafią dać. No tak, mam rodzeństwo, aż dwie siostry. Jak mnie wywalili z knajpy, to młodsza zgarnęła tą fuchę, a starsza mi zadek uratowała, skręcając z nie wiadomo skąd jakiegoś gruchota. Zreperowała, opancerzyła i zdążyła akurat na chwilę, gdy mnie mamuśka ze sztachetą goniła. No co, już gonić mnie nie mogła, co tak oczy wywalasz? Z czegoś żyć trzeba, a przecież nie mogła mnie sobie wiecznie hodować jak grzyba na ścianie.

Co teraz robię? No...jeżdżę. Nawet sporo jeżdżę.


Nie dość, że przypał, to jeszcze kretyn.


Nie no, sam nie jeżdżę, znaczy z początku jeździłem, ale zupełnym przypadkiem trafiłem na Oczko. Ktoś się do niej przystawiał, ja mu dałem w mordę...wyglądała na zadowoloną. No i od tej pory jeździmy razem. Kim jest Oczko? A ja już myślałem, że wszyscy ją znają. Oczko jest snajperem, znaczy snajperką. Naprawdę wspaniale strzela, tyle razy mi zadek ratowała, że nie policzę. Nawet na froncie była, całkiem długo. Nie, nie chciałbym tam trafić. Ja jestem tylko kierowcą, poza samochodem na wiele się nie przydam.


Przynajmniej zna swoje możliwości. Szlag mnie trafia, jak się słucha samych przechwałek, a on stara się nie mówić nic o s o b i e . Mówi o innych, ale nie o sobie. Ciekawy typ.


Pytasz o mojego ojca? No, mówiłem przecież, gambli szuka. Tak prawdę mówiąc, to nie znam go zbyt dobrze. Uczył mnie prowadzić i strzelać, raz nawet, jak smarkaty byłem, zabrał mnie na taką wyprawę. Jeździ z kumplem, gościem z Salt Lake. Jak rany mamuśka, w życiu nie widziałem większego faceta! On był wysoki jak cholerna skała i tak samo rozmowny. Za to gadał za niego jego karabin. A nawet dwa. Jak to możliwe? Mnie się nie pytaj, nie powiem ci tego nawet gdyby mnie mamuśka ze sztachetą goniła.

Tak, masz rację, ojciec i Padre, bo tak chyba miał na imię ten wielki koleś, to doświadczony duet. Raz mi nawet ojciec opowiadał o tym, jak był w Strefie w Chicago. Nie, nie bujam, może on bujał, nie wnikam. Wiem tyle, że nigdy wcześniej nie przywiózł tylu gratów jak wtedy.


Że w Chicago? W Strefie?! Też bym chciał mieć taką rodzinę, a i ta jego snajperka zdaje się mieć zajebiście dobrą reputację. No, ale nie dziwię się, że dookoła takiego kolesia kręcą się same pierdolone asy. Nie gada nie pytany, nie jest ryzykantem. Za to jest kurewsko wręcz zręczny, kurwa, to wręcz niewiarygodne, w jaki sposób on się rusza. Babka przechodziła obok z tacką, ktoś ją klepnął, tacę puściła. A ten jedną ręką chwycił tacę, a w drugiej już trzymał odbezpieczoną spluwę wycelowaną w głowę kolesia. Czaisz, jak on się kurewsko szybko rusza? Jeżeli tak samo prowadzi, to ja chcę takiego kierowcę i wali mnie, że wygląda jak przypał.


Nie, nie pytaj mnie o Oczko, ona nie lubi, jak o niej rozmawiam. Jeżeli chcesz się czegoś o niej dowiedzieć, to zapytaj ją samą. Tylko z łapami z dala, bo ci łeb odstrzelę.

Że co? Że mi się podoba? No... to jest chyba tak jak z czymś ładnym, ale nieprawdziwym. Wiesz, jak te miasta ze starych filmów z kwiatami i w ogóle. Patrzeć i podziwiać można, ale nic innego się nie da. Nie da się i tyle. A starych filmów nie lubię. Bo pokazują jak się wszystko zmieniło. To trochę niesprawiedliwe, że ci tam, z filmu tyle mieli, a jęczeli, że im źle, a my się zabijamy za ich odpadki, nie?


No patrz, niewygodny temat też umie zmienić, skubany. Ale po raz pierwszy spotkałem faceta, który zamiast o dupie, to mówi o kwiatach. I jeszcze się rozgląda, czy aby ta jego niunia nie usłyszy.


Wiesz, ojciec mi kiedyś mówił, co takiego sobie w ogóle wymyślił ten jego kumpel. Że to miejsce gdzie żyjemy to jest piekło, a jak umrzemy walcząc z Blaszakiem, to się stąd wydostaniemy, a jak nie, to nie. Trochę to głupie, ale jak się patrzy na te stare filmy, to się wydaje, że ma gość trochę racji. Ale ja jakoś nie mam ochoty walczyć ani ginąć. Gorzej być nie może, bo nie da rady, jak rany mamuśka, więc może będzie lepiej?


I siedzimy, dwa pierdolone smutasy nad kuflami. Śmieszne, ale on się prawie ciągle uśmiecha w taki głupio miły sposób, tylko wzrok ma jakiś taki...no kretyn po prostu, za dużo myśli, to niech kurwa, ma.

Długo i tak nie posiedzieliśmy, bo jego lalunia skończyła załatwiać swoje sprawy, a on poleciał otwierać przed nią drzwi.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Wywiad z najciekawszym bohaterem Neuroshimowego uniwersum wzbudza wiele skrajnych uczuć, od rozbawienia do współczucia. Pasuje do klimatu Post-apo xP